2023.03.30 · Aratak (zalążek opowiadania)
< = >
— Kapitanie, zaraz wychodzimy — zameldowała Fyazir.
— Nareszcie — kapitan Hveret odetchnął z ulgą. Wyczekiwanie na pokładzie było niemal namacalne.

Do niedawna większość badaczy w ogóle nie wierzyła, że Starsi naprawdę istnieli. Trudno im się dziwić, to fantastyczna hipoteza: boscy giganci, pradawni twórcy naszego gatunku tajemniczo znikający w cieniach dziejów. Wygłaszanie z przekonaniem twierdzeń tego typu od wieków spotykało się w najlepszym wypadku z westchnieniami politowania. Starożytne źródła były plątaniną mitologii, astrologii i rozbieżnych twierdzeń, z których trudno było wysnuć cokolwiek godnego wiary, jednak krąg naukowców utrzymujących, że to coś więcej niż prehistoryczna bujda, w ostatnich stuleciach rozszerzył się lawinowo. Odkrycie miasta starszego o pięćdziesiąt mileniów od dotychczas znanego początku cywilizacji wstrząsnęło światem. Analizy trwały latami, ale przebadane artefakty kolejno potwierdzały późniejsze mity i wypełniały luki w hipotezach dotychczas wyśmiewanych historyków — wynikało z nich, że nie dość iż Starsi istnieli, to pochodzili z kosmosu. Z istniejącego, chociaż odległego, układu planetarnego. Powszechne światopoglądy legły w gruzach, budżety programów kosmicznych eksplodowały, dokonano niezliczonych przełomów technologicznych oraz naukowych, rozpalona wyobraźnia i inwencja całej cywilizacji skierowała się w stronę gwiazd.

W ciągu dwustu lat od założenia pierwszej stacji kosmicznej pokonano prędkość światła, co samo w sobie stanowiło niebywałe dokonanie. Siłami setki narodów budowano kolejne generacje statków kosmicznych, założono kolonie na sąsiednich planetach i księżycach, a nawet odwiedzono pobliskie gwiazdy. Domniemana planeta Starszych była cicha, jednak nie przytłumiło to woli dotarcia do niej. Nawet jeśli ją opuścili, to musiała kryć odpowiedzi na największe pytania. Karkołomny postęp technologiczny w końcu zmienił w rzeczywistość marzenie o możliwości dotarcia do mitycznego globu. Zbudowano więc najdoskonalszy statek i wraz z grupą najlepszych specjalistów wysłano go w nieznane.

Załogę jednostki Aratak dzieliły sekundy od dokonania historycznego czynu, prawdopodobnie najbardziej doniosłego w dziejach.

Wyjście ze skoku za trzy, dwa, jeden…

Dało się odczuć lekkie przyśpieszenie, jak w hamującej windzie, a dotąd stały ton napędu zaczął szybko obniżać częstotliwość. Na sygnał „zero” nieprzejrzysta bańka czasoprzestrzeni w mgnieniu oka ulotniła się i przed oczami całej załogi w jednej chwili rozpostarło się obce niebo. Wysadzana rozkwitającymi kwiatami mgławic i ciemnymi kirami pyłu płaszczyzna galaktyki rozciągała się szerokim pasem dokładnie na wprost cichnącego statku. Na pierwszym planie jarzyła się pojedyncza biała gwiazda. Wszyscy na mostku na chwilę zamarli, chłonąc widok wyczekiwany przez lata przygotowań i miesiące ślepej podróży.

— Suul, punkt wyjścia? — kapitan zapytał po kilku sekundach podniosłej ciszy.
— Nominalny. Sto mikroparseków, cztery stopnie od ekliptyki, dobry widok na układ.
— Yat, oznaki?

Sensorowiec zawahał się przez sekundę, intensywnie wpatrując się w odczyty czujników. Jego źrenice rozszerzyły się z podekscytowania.

— Widzę punkt na pozycji drugiej planety! — rozległy się wiwaty, ale Yat uciszył je uniesieniem ręki — Nie rozumiem, zaczął słabnąć. Chowają się przed nami?
— Dirih, Otoi, analizujcie źródło — natychmiast zarządził kapitan. Siedzący obok siebie analitycy energicznie przytaknęli i zanurzyli się w strumieniu danych.
— Kapitanie, wyłapuję słaby szum na bardzo szerokim paśmie — odezwał się Sabir z tyłu. — Może być naturalny, sprawdzam rozkład statystyczny.
— Wszyscy pełna gotowość, nie wiemy, czego się spodziewać!
— Anomalie w układzie zasilania! — wykrzyknęła Fyazir znad konsoli inżynieryjnej. — Te dane nie mają sensu!
— Yat, tryb pasywny!
— Jest tryb pasywny, odczyt z planety teraz rośnie. Jakby się zbli…
— To nie jest szum, to siłowe włamanie wszystkimi możliwymi kanałami! — wtrącił się przerażony Sabir.
— Wyłącz to cholerne radio!

Atmosfera na pokładzie w mgnieniu oka zgęstniała do nieznośnego stopnia. Kolejne stanowiska zaczęły raportować niespodziewane zmiany parametrów.

— Reaktor i krytyczne systemy podtrzymania są nominalne, ale tracimy stabilność całej reszty! — głos Fyazir był już wyraźnie podwyższony. Wraz z ostatnim jej słowem, jakby na potwierdzenie, na całym statku włączył się tryb awaryjny. Zgasło normalne, przytłumione oświetlenie, pozostawiając tylko migoczące czerwienią markery włazów i ciągów komunikacyjnych, a z bocznych ścian wysunęły się dwa rzędy kombinezonów próżniowych. Zewsząd rozległy się gorączkowe raporty o utracie funkcji.
— Ktoś nas zakłóca, i to z przytupem — warknął kapitan. — Fyazir, możemy skoczyć poza granice układu?
— Mam czysty namiar, rozkręcam generator pola.

Wśród niespokojnych komend i statusów ton napędu znów zaczął się wznosić, wraz z automatycznym odliczaniem zapowiadając ponowne wejście do bańki.

Skok za trzy, dwa, jeden…

Wszyscy umilkli w napięciu, kiedy kosmos rozmył się pod nadświetlną kopułą.

Zer…

Statkiem zarzucił nagły wstrząs, gdy bańka niespodziewanie rozerwała się na ułamek sekundy po uzyskaniu gotowości. Konstrukcja przeraźliwie jęknęła pod ogromnym przeciążeniem, rozległy się okrzyki przerażenia i bólu. Zawył alarm sygnalizujący poważne uszkodzenie napędu, ale po sekundzie urwał się. Zapadła całkowita cisza i ciemność, przerywana tylko obolałymi stęknięciami członków załogi, niemal wyrwanych z uprzęży. Zanim ktokolwiek zdołał otrząsnąć się z szoku, jedną trzecią rozpiętości przedniego okna wypełnił całkowicie czarny kształt. Powietrze zawibrowało donośnym, chociaż beznamiętnym ostrzeżeniem:

Nie wracajcie tutaj. — Głos był dziwny, nienaturalnie niski i powolny, co utrudniało zrozumienie go. Kiedy zamilkł, jeszcze przez moment dało się słyszeć metaliczny pogłos, jakby dźwięk wzbudził cały szkielet statku.
— Kim jesteście? — niemal wykrzyknął Hveret, bezskutecznie starając się dojrzeć jakiekolwiek szczegóły obiektu przed sobą.
Nikim.

Nim kapitan zdążył zadać następne pytanie, w jednym momencie włączyły się wszystkie światła i konsole, a alarm wznowił swój przeszywający ryk. Przestrzeń za oknami zniknęła w olśniewająco białym blasku, który zdezorientował i oślepił wszystkich na pokładzie. Po kilku chwilach przez radio odezwał się głęboko zdziwiony kontroler:

— MJN Aratak, MJN Aratak, tu stacja Esfa, skąd się tu wzięliście?! Co się stało? Coś dziwnie błysnęło i pojawiliście się dokładnie w sektorze, z którego wyskoczyliście!

Stacja Esfa orbitowała jeden z kopalnianych księżyców na rubieżach rodzimego układu i była ostatnim przystankiem przed wykonaniem skoku, długiego na dobre siedem tysięcy parseków. Większość załogi zaniemówiła z niedowierzania. Skołowany Sabir na pół oślep wymacał interfejs komunikacyjny, zbierając myśli i zastanawiając się, jakim cudem wrócili.

— Stacja Esfa, stacja Esfa, tu MJN Aratak — zameldował roztrzęsionym głosem. — Nie mamy pojęcia.


Jeszcze nie wiem, czy będę rozwijał ten zalążek. Mam kilka pomysłów na wytłumaczenie tego, co tutaj zaszło, ale potrzebna jest jeszcze odrobina inspiracji do pisania. A o to trochę trudniej! Zainspirowałem się odcinkową nowelą sci–fi The Nature of Predators [1], której pierwszych 70 rozdziałów pochłonąłem w cztery dni.


[1]: https://reddit.com/r/HFY/comments/u19xpa/the_nature_of_predators/