sprawiedliwy Panie
			kosmicznego Ojcze zaistnienia
			przychodzę w mej kolejnej klęsce
			wielkiej małostkowości
			
			wypuszczam z dłoni lata
			zanurzam się odchodząc od ziemi
			w bezchmurnie puste małe niebo
			nie–wzór, nie–podobieństwo
			
			codziennie trwonię
			beznamiętnie rozkradam dany czas
			nie dzieląc nic z Twojego dzieła
			wszystkiego co jest piękne
			
			tak stało się, że jestem
			przez wieki wieków pędzonym winem
			napojem wtłoczonym tragicznie
			w gliniany bukłak ciała
			
			a widząc — nie czynię,
			w obawie, że nie będzie dobre
			wciąż boleśniej cały nabrzmiewam
			niegodzien daru Adama
			
			nim pęknę, napięty duchem
			i wniknę ukojon w proch pod wiązy
			niech wleję w me dłonie lepszą część
			a innym dam w spożywanie
			
			Amen.
			
			
			1 kwietnia 2019