Z całkiem nieznanego mi powodu
Mierzę oddechy kroki sylaby
Przedrzeźniam swym lustrzanym odbiciem
Niewinne ruchy własnego ciała
Rozporządzam wszystkimi gestami
W niewoli symetrii parzystości
Znowu na przemian mrugam oczami
Licząc litery własnego zdania
Tak by się okrągło sumowały
Bacząc aby niesfornym przypadkiem
Nie pozostawić bez rozwiązania
Palącej kwestii o zgrozo jednej
Rozprostowanej odruchem kości
W międzyczasie bezwolnie zliczając
n–tą dziesiątkę stawianych kroków
Sparowanych siłą lądowania
Denerwując się na jakiś napis
I w myśli prostując centrowanie
Tym gorszy bo podstępnie niewielki
Odchył od pełnej doskonałości

Przeklinam wieczny nad ludzkim dziełem
Miriadem nieuważnych półkroków
Beztrosko nierówny taniec entropii


31 stycznia 2016